poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Karta druga "Powrót do codzienności"

Poranna pobudka od zawsze wyprowadzała Latrick z równowagi. Nie ważne czy dokonywała tego mama, tata czy ta wkurzająca Rohani. Chociaż na tę ostatnią osobę Trickster była wyczulona najbardziej.
- Czego?!- wysyczała, witając się tym samym ze swoją daleką kuzynką, stojącą przed progiem jej pokoju.
- Za piętnaście minut wyjeżdżamy. Mogłabyś się łaskawie zacząć ubierać.- oznajmiła spokojnie wysoka, szczupła dziewczyna, ubrana w szaty Ravenclawu, po czym obróciła się na pięcie i pomaszerowała w swoją stronę. Latrick wpatrywała się przez chwilę w jej plecy i opadające na nie złote włosy, zanim zatrzasnęła drzwi swojego pokoju. Rozbita filiżanka z kawą, którą potrąciła gramoląc się z wściekłością z łóżka, przyozdobiła drewnianą podłogę rozlewającą się plamą. Na szczęście wystarczyło jedno szybkie zaklęcie, aby pozbyć się tego kłopotu. "Szkoda, że Rohani nie może wyparować w ten sam sposób." pomyślała cierpko Ślizgonka. Ubranie się zajęło jej kilka minut, kolejne przeznaczyła na wrzucenie do kufra wszystkich rzeczy, które "mogą się na coś przydać" i akurat "były na wierzchu". Następne zaklęcie przetransportowało kufer prosto do samochodu stojącego na podjeździe,a reducio rzucone na szatę wyjściową pozwoliło wpakować jej zmniejszoną wersję do kieszeni.
Minutę później Trickster stała już przed budynkiem. Nie minęło kilka sekund, gdy z domu wyłoniła się Rohani. Uśmiech pojawiający się na jej twarzy nie mógł przejść bez komentarza.
- Ileż mamy na ciebie czekać?- warknęła Ślizgonka.- I chyba nie zamierzasz paradować w szacie maga po ulicach Londynu.- dodała tym samym ostrym tonem.
Krukonka przybrała ten swój poważny wyraz twarzy, wyciągnęła zza pazuchy różdżkę i wymamrotała pod nosem jakieś złożone zaklęcie. Mimo że Trickster nie zobaczyła żadnej zmiany, zorientowała się, że urok ten działa tylko na mugoli. Mimo woli musiała przyznać, że zrobiło to na niej wrażenie. Sama eksperymentowała z zaklęciami, ale wiedziała, że nie każdy uczeń Hogwartu potrafi je modyfikować.
Kiedy wsiadły do samochodu, Latrick otworzyła okno i wezwała swoją sowę, Thunder. Ptak wleciał do środka w tym samym momencie, w którym pani Sternow opuszczała podjazd.
***
Podróż pociągiem do Hogwartu przebiegała tak jak zwykle. No może pomijając fakt, że "ta wkurzająca Krukonka" wciąż pałętała się gdzieś koło Trickster. Wyraźnie było widać, że dziewczyna nie ma, co ze sobą zrobić, ale Ślizgonkę mało to obchodziło, zwłaszcza teraz gdy słuchała opowieści z wakacji swoich przyjaciół z Domu i nie tylko. Szczególnie zachwyciła ją opowieść Ronalda Speirsa, Ślizgona z siódmego roku, o pojedynkach magicznych na spadochronach.
Po południu, gdy miejsce docelowe stawało się coraz bliższe, Sternow zamknęła się w przedziale wraz z całą drużyną quidditcha Slytherinu na "spotkanie organizacyjne", które tak naprawdę dotyczyło nowej strategii zespołu, wymyślonej przez ich kapitana- Travisa Neumana. Zanim gracze przeszli do konkretów, rzucili na drzwi zaklęcia ochronne, a Trickster samodzielnie zajęła się Rohani wykorzystując na niej czar muffliato. Wreszcie, gdy byli całkowicie pewni, że nikt ich nie podsłuchuje, przeszli do omawiania techniki dinozaura. Było to połączenie Głowy Jastrzębia, Dubla i Manewru Porskowej, chociaż Travis słusznie zauważył, że w większości przypadków będą musieli ograniczyć się do połączenia tylko dwóch kombinacji ataku. Mimo wszystko drużynie bardzo spodobała się nowa strategia i zgodnie ustalili trening na jutrzejszy poranek.
Kiedy zebranie dobiegło końca, Trickster opuściła przedział, aby kupić sobie trochę czekoladowych żab i fasolek wszystkich smaków Bertiego Botta. W drodze powrotnej spotkała Rohani przyciskającą dłonie do uszu. Minęło kilka sekund zanim zorientowała się, że to wina jej zaklęcia. Nie ociągając się długo, zdjęła rzucony przed godziną czar i pomaszerowała do przedziału by zająć się pałaszowanie dopiero co kupionych słodkości.
***
Około siódmej wieczorem pociąg wtoczył się na stację w Hogsmeade, gdzie strumień uczniów ubranych już w szaty wyjściowe ruszył w stronę Hogwartu. Pierwszoroczni jak zwykle odbyli tę podróż na barkach, a starsi uczniowie zasiedli do pojazdów ciągniętych przez niewidzialne konie.
Nawet po sześciu latach uczęszczania do Szkoły Magii i Czarodziejstwa, zamek robił na Trickster ogromne wrażenie. Już nie mogła się doczekać ponownego wejścia do dormitorium Ślizgonów w lochach i ujrzenia tego miłego dla oka zielonkawego światła lamp podwieszonych pod niskim sufitem. Ale najpierw czekała ją uczta i przemówienie dyrektora, który jak zwykle przedstawił nowych nauczycieli i życzył wszystkim smacznego. Oczywiście kolacja miała też swoją ciekawszą część, kiedy Tiara Przydziału rozlokowywała pierwszoroczniaków po różnych Domach. Co prawda, Latrick średnio obchodziły te przerażone dzieciaki, ale ta chwila zamieszania pozwalała jej potajemnie wymknąć się z sali. Tym razem też jej się to udało i dudniąc butami po kamiennych płytach zamku zmierzała wprost do swojego ukochanego miejsca- sypialni w dormitorium Ślizgonów. Dzięki swoim znajomościom, udało jej się zdobyć hasło od prefekta znacznie wcześniej niż większości uczniów, więc nie miała problemu z wejściem do środka. Odetchnęła głęboko, gdy przeszła przez próg. Znana woń znacznie poprawiła jej humor, a zielone światło spadające z sufitu i woda chlupocząca o potężne szyby dodały jej otuchy. Trickster czym prędzej zajęła swoje miejsce w sypialni, położyła się na łóżku i zamknęła oczy, rozmyślając nad przygodami jutrzejszego dnia.

niedziela, 30 grudnia 2012

Karta pierwsza "Podróż przed nami"

Stałam przed hebanowymi drzwiami pokoju Latrick Sternow w domu Sternow'ów. Byłam ubrana w swoją długą, czarną szatę Revenclaw'u, w kieszeni miałam różdżkę. Włókno ze smoczego serca, czerwony dąb, dwanaście cali długości, średnioelastyczna. Kupiłam ją u Olivander'a- zresztą jak wszyscy zapewne. Ach, stare, dobre czasy...
 Zastanawiałam się, czy powinnam zapukać. Dobrze znałam charakter Trickster, wiedziałam, że jeśli się jej narażę, będę miała przechlapane. Wiedziałam też, że mając takie, a nie inne usposobienie, mogę doprowadzić do własnego zgonu. Jednak była już 7:30, a przed godziną ósmą miałyśmy wszystkie razem pojechać na dworzec, peron 9 i 3/4. Ja, Latrick i jej mama.
Przyłożyłam ostrożnie ucho do drzwi, nasłuchując. Latrick ciągle spała. Westchnęłam. Nie miałam innego wyjścia, musiałam ją obudzić. Zabębniłam pięścią do drzwi, po czym odsunęłam się krok w tył. Złożyłam ręce za plecami, stojąc przed pieczarą smoka zupełnie bezbronna.
W tym momencie usłyszałam huk, po nim masę przekleństw, jeszcze jeden huk, a potem nastąpiła cisza. Hebanowe drzwi otwarły się bezgłośnie, jakby naśladując mroczną scenę wyjętą wprost z horroru. Stała w nich niska brunetka o niemal czarnych oczach, spoglądając na mnie złowieszczo. Mimo tego, że jej szczupła sylwetka na to nie wskazywała, była bardzo silna. Wiedzieli o tym niektórzy uczniowie Hogwartu. Wiedziałam także i ja.
Trickster zdążyłam poznać tuż po śmierci moich rodziców. Rzekomej śmierci, bo tak naprawdę nie wiadomo co się z nimi stało. Można by rzec, że zaginęli, ale ja nigdy w to nie wierzyłam. Byłam wtedy w domu sama. Rodzice wyszli do pracy. Kiedy nie wrócili na noc, zaczęłam się martwić, jednak po tygodniu ich nieobecności byłam przekonana, że już ich nigdy nie zobaczę. Ministerstwo uznało ich oficjalnie za zaginionych; ciał nie odnaleziono. Potem przewieziono mnie do mojej jedynej, znanej mi rodziny- Sternow'ów. Nie byliśmy ze sobą w bliskich stosunkach- matka Latrcik była daleką kuzynką mojego ojca. Zamieszkałam u nich na stałe. Było to pod koniec piątej klasy, już po egzaminach. Wakacje spędziłam razem z Trickster, a przynajmniej tak to wyglądało na pierwszy rzut oka; Sternow darzyła mnie zbyt dużą niechęcią. W tym czasie niewiele się zmieniło. Dalej była moją antyfanką, chociaż teraz przynajmniej tolerowała moją obecność.
- Czego?!- wysyczała złowrogo, stojąc w progu swego pokoju w zielonej koszuli nocnej.
- Za piętnaście minut wyjeżdżamy. Mogłabyś się łaskawie zacząć ubierać- rzekłam rzeczowo, po czym obróciłam się na pięcie i wymaszerowałam do swojego pokoju. Byłam dumna z siebie, że nie okazałam słabości. Ciągle miałam też nadzieję, że w bliskiej przyszłości uda nam się zostać dobrymi przyjaciółkami, dlatego nie chciałam się z nią wdawać w żadne kłótnie. Ale na to potrzeba czasu, szczególnie z uwagi na upartość Sternow.
W pokoju usiadłam na brązowej, podniszczonej kanapie. Mimo swojego wyglądu, była bardzo wygodna. To na niej spędzałam godziny, czytając tomy książek na temat różnych zaklęć i wywarów. W tym roku nie miałam zamiaru chodzić na eliksiry, dlatego w lato postanowiłam jakoś to nadrobić. W moim pokoju przy każdej ścianie znajdowały się półki na księgi, których wszędzie było pełno. Tylko jedno, brudne okno dostarczało światła słonecznego do wnętrza i rzucało mgliste promienie na szarą narzutę w paski, przywiezioną jeszcze z domu. 
Pogładziłam lekko oparcie kanapy. Ten rok w Hogwarcie będzie zupełnie inny. Byłam tego w pełni świadoma, co z kolei sprawiało, że także przybita. Czułam się osamotniona i zlękniona. Nie miałam się już do kogo zwrócić, w każdym miejscu wydawałam się obca i bezużyteczna. Kufer spakowałam już w połowie wakacji, mając nadzieję, że może w Hogwarcie poczuję się jak u siebie. 
Spojrzałam na zegarek. Była 7:45. O tej godzinie miałyśmy się spotkać u wejścia do budynku i cichaczem wymknąć na zewnątrz, po czym zdążyć na Hogwart's Express, który miał nas zawieźć do szkoły. Cichaczem, bo tata Trickster był mugolem i nie miał pojęcia o świecie czarodziei.
Podniosłam się leniwie z kanapy i wyjęłam różdżkę. Machnęłam nią w powietrzu, a kufer zmniejszył się do miniaturowych rozmiarów. Maleńkie pudełko podniosłam z podłogi i razem z różdżką schowałam do kieszeni. Zamknęłam pokój i ostrożnie zaszłam po schodach. Na dole czekała już Latrick i jej matka. Uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Ileż mamy na ciebie czekać?- warknęła Sternow, czym momentalnie zgasiła mój w miarę pozytywny nastrój. Skrzywiłam się. Ten rok zapowiadał się na niebywale ciężki.