niedziela, 30 grudnia 2012

Karta pierwsza "Podróż przed nami"

Stałam przed hebanowymi drzwiami pokoju Latrick Sternow w domu Sternow'ów. Byłam ubrana w swoją długą, czarną szatę Revenclaw'u, w kieszeni miałam różdżkę. Włókno ze smoczego serca, czerwony dąb, dwanaście cali długości, średnioelastyczna. Kupiłam ją u Olivander'a- zresztą jak wszyscy zapewne. Ach, stare, dobre czasy...
 Zastanawiałam się, czy powinnam zapukać. Dobrze znałam charakter Trickster, wiedziałam, że jeśli się jej narażę, będę miała przechlapane. Wiedziałam też, że mając takie, a nie inne usposobienie, mogę doprowadzić do własnego zgonu. Jednak była już 7:30, a przed godziną ósmą miałyśmy wszystkie razem pojechać na dworzec, peron 9 i 3/4. Ja, Latrick i jej mama.
Przyłożyłam ostrożnie ucho do drzwi, nasłuchując. Latrick ciągle spała. Westchnęłam. Nie miałam innego wyjścia, musiałam ją obudzić. Zabębniłam pięścią do drzwi, po czym odsunęłam się krok w tył. Złożyłam ręce za plecami, stojąc przed pieczarą smoka zupełnie bezbronna.
W tym momencie usłyszałam huk, po nim masę przekleństw, jeszcze jeden huk, a potem nastąpiła cisza. Hebanowe drzwi otwarły się bezgłośnie, jakby naśladując mroczną scenę wyjętą wprost z horroru. Stała w nich niska brunetka o niemal czarnych oczach, spoglądając na mnie złowieszczo. Mimo tego, że jej szczupła sylwetka na to nie wskazywała, była bardzo silna. Wiedzieli o tym niektórzy uczniowie Hogwartu. Wiedziałam także i ja.
Trickster zdążyłam poznać tuż po śmierci moich rodziców. Rzekomej śmierci, bo tak naprawdę nie wiadomo co się z nimi stało. Można by rzec, że zaginęli, ale ja nigdy w to nie wierzyłam. Byłam wtedy w domu sama. Rodzice wyszli do pracy. Kiedy nie wrócili na noc, zaczęłam się martwić, jednak po tygodniu ich nieobecności byłam przekonana, że już ich nigdy nie zobaczę. Ministerstwo uznało ich oficjalnie za zaginionych; ciał nie odnaleziono. Potem przewieziono mnie do mojej jedynej, znanej mi rodziny- Sternow'ów. Nie byliśmy ze sobą w bliskich stosunkach- matka Latrcik była daleką kuzynką mojego ojca. Zamieszkałam u nich na stałe. Było to pod koniec piątej klasy, już po egzaminach. Wakacje spędziłam razem z Trickster, a przynajmniej tak to wyglądało na pierwszy rzut oka; Sternow darzyła mnie zbyt dużą niechęcią. W tym czasie niewiele się zmieniło. Dalej była moją antyfanką, chociaż teraz przynajmniej tolerowała moją obecność.
- Czego?!- wysyczała złowrogo, stojąc w progu swego pokoju w zielonej koszuli nocnej.
- Za piętnaście minut wyjeżdżamy. Mogłabyś się łaskawie zacząć ubierać- rzekłam rzeczowo, po czym obróciłam się na pięcie i wymaszerowałam do swojego pokoju. Byłam dumna z siebie, że nie okazałam słabości. Ciągle miałam też nadzieję, że w bliskiej przyszłości uda nam się zostać dobrymi przyjaciółkami, dlatego nie chciałam się z nią wdawać w żadne kłótnie. Ale na to potrzeba czasu, szczególnie z uwagi na upartość Sternow.
W pokoju usiadłam na brązowej, podniszczonej kanapie. Mimo swojego wyglądu, była bardzo wygodna. To na niej spędzałam godziny, czytając tomy książek na temat różnych zaklęć i wywarów. W tym roku nie miałam zamiaru chodzić na eliksiry, dlatego w lato postanowiłam jakoś to nadrobić. W moim pokoju przy każdej ścianie znajdowały się półki na księgi, których wszędzie było pełno. Tylko jedno, brudne okno dostarczało światła słonecznego do wnętrza i rzucało mgliste promienie na szarą narzutę w paski, przywiezioną jeszcze z domu. 
Pogładziłam lekko oparcie kanapy. Ten rok w Hogwarcie będzie zupełnie inny. Byłam tego w pełni świadoma, co z kolei sprawiało, że także przybita. Czułam się osamotniona i zlękniona. Nie miałam się już do kogo zwrócić, w każdym miejscu wydawałam się obca i bezużyteczna. Kufer spakowałam już w połowie wakacji, mając nadzieję, że może w Hogwarcie poczuję się jak u siebie. 
Spojrzałam na zegarek. Była 7:45. O tej godzinie miałyśmy się spotkać u wejścia do budynku i cichaczem wymknąć na zewnątrz, po czym zdążyć na Hogwart's Express, który miał nas zawieźć do szkoły. Cichaczem, bo tata Trickster był mugolem i nie miał pojęcia o świecie czarodziei.
Podniosłam się leniwie z kanapy i wyjęłam różdżkę. Machnęłam nią w powietrzu, a kufer zmniejszył się do miniaturowych rozmiarów. Maleńkie pudełko podniosłam z podłogi i razem z różdżką schowałam do kieszeni. Zamknęłam pokój i ostrożnie zaszłam po schodach. Na dole czekała już Latrick i jej matka. Uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Ileż mamy na ciebie czekać?- warknęła Sternow, czym momentalnie zgasiła mój w miarę pozytywny nastrój. Skrzywiłam się. Ten rok zapowiadał się na niebywale ciężki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz